Śląsk Wrocław Śląskopedia



Pierwsza liga, 25. kolejka - 15.06.1966, 17:30, widzów: 12000, sędzia: Jan Łazowski (Warszawa)

WISŁA KRAKÓW - ŚLĄSK WROCŁAW 0:1 (0:0)

WISŁA: Henryk Stroniarz - Fryderyk Monica, Ryszard Wójcik, Władysław Kawula, Ryszard Budka, Antoni Zalman (46-Wiesław Rusin), Czesław Studnicki, Wiesław Lendzion, Józef Gach, Andrzej Sykta, Hubert Skupnik

ŚLĄSK: Klaus Masseli - Karol Kapciński, Rudolf Siegert, Zygfryd Blaut, Lesław Ćmikiewicz, Walenty Czarnecki, Władysław Żmuda I (?-Ryszard Duda), Józef Bon, Jan Weiss, Paweł Śpiewok, Hubert Skowronek


MEDIA O MECZU

Śląsk "odczarował" boisko Białej Gwiazdy (Sport, 16.06.1966)

Śląsk dokonał sztuki, o którą próżno kusili się Górnik, Polonia czy Zagłębie. Drużynie wrocławskiej jednak ułatwili bardzo zadanie piłkarze Wisły, grając poniżej normalnego poziomu. Stosunkowo najmniejszy zawód sprawili bramkarz i obrońcy - jakkolwiek właśnie Monicy, Kawuli i Budce można by zarzucić, że widząc niezdarność własnych napastników nie decydowali się pójść na przebój i posłać na bramkę Masselego ostre strzały nawet z dalszych odległości. Umiejętności oddawania takich strzałów nie posiadają ani Lendzion ani Studnicki, który wobec ustawicznie broniącego się przeciwnika grał... rolę głęboko cofniętego do tyłu łącznika.

Wojskowi zaimponowali bitnością i podziwu godną ofiarnością. Od momentu zdobycia prowadzenia zastosowali przy tym skuteczną - jak się okazało - taktykę zwalniania tempa gry i wybijania przeciwnika z uderzenia przez wykopy na auty, kornery itp.

Mecz rozpoczął się dla Wisły pod złymi auspicjami. W 3 min. Sykta znalazł się oko w oko z Masselim na 3 m. od bramki Śląska i... strzelił prosto w ręce zrezygnowanego bramkarza. Ten wyczyn Sykty kopiowali później w kilkuminutowych odstępach Lendzion, Gach i Studnicki. Bramkarz Śląska tylko w dwóch wypadkach zmuszony był do zażegnania niebezpieczeństwa. Przed przerwą wybił na róg ostry i bliski strzał Skupnika, a na 5 min. przed końcem meczu w intuicyjny jakiś sposób sparował "główkę" Rusinka z najbliższej odległości po którymś tam z rzędu kornerze.

Stanisław Habzda