Śląsk Wrocław Śląskopedia



Liga Europejska, III runda eliminacyjna, 1. mecz - 1.08.2013, 20:45, widzów: 17134, sędzia: Anthony Taylor (Anglia)

ŚLĄSK WROCŁAW - CLUB BRUGGE 1:0 (0:0)

ŚLĄSK: Rafał Gikiewicz - Krzysztof Ostrowski (60-Tadeusz Socha), Mariusz Pawelec, Adam Kokoszka, Dudu Paraiba, Dalibor Stevanović, Przemysław Kaźmierczak, Waldemar Sobota, Sebastian Mila, Sebino Plaku, Marco Paixao (88-Sylwester Patejuk)

BRUGGE: Mathew Ryan - Tom Høgli, Brandon Mechele, Óscar Duarte, Laurens De Bock (46-Boli Bolingoli-Mbombo), Birger Verstraete, Timmy Simons, Jonathan Blondel, Wang Shangyuan (78-Tuur Dierckx), Lior Rafaelov (65-Eidur Gudjohnsen), Tom De Sutter. Trener: Juan Garrido


MEDIA O MECZU

Oto magia europejskich pucharów (Gazeta Wrocławska, 2.08.2013)

Śląsk był lepszy i zasłużenie wygrał 1:0 z Club Brugge. Wrocławianie są bliżej kolejnej rundy Ligi Europy.

Można bez cienia wątpliwości powiedzieć, że to był najciekawszy mecz polskiej drużyny w europejskich pucharach przynajmniej od dwóch lat. Śląsk zaskoczył wszystkich: był wyraźnie lepszy od faworyzowanego Club Brugge i zasłużenie wygrał 1:0. Tylko 1:0-można powiedzieć.

- O Śląsku wiemy niewiele i dlatego to może być trudny mecz. Doszły do nas słuchy, że macie słabego bramkarza i że najważniejszym piłkarzem jest zawodnik, który ma 31 lat ? mówili przed pierwszym gwizdkiem kibice Club Brugge, których część zasiadła na ogólnodostępnej trybunie, a nie na sektorze dla gości. - Za tydzień zapraszamy do Brugii. To piękne miasto! - zapewniali i życzyli dobrego meczu.

Trener Stanislav Levy jednak nie zdecydował się posłać od pierwszych minut do boju Odeda Gavisha. Nowy obrońca WKS-u zasiadł jednak na ławce rezerwowych. Okazało się natomiast, że problem ma szkoleniowiec Brugii Juan Carlos Garrido, bowiem z powodu kontuzji nie mógł skorzystać z lewoskrzydłowego Maxime'a Lestienne'a. 22-latek to jedna z największych gwiazd Brugii. W ubiegłym roku w lidze strzelił 12 goli i zaliczył 8 asyst.

Przyznajmy szczerze, że w pierwszej połowie nie poznawaliśmy Śląska Wrocław. Jako drużyny, ale też poszczególnych zawodników. Najbardziej wszyscy bali się chyba o postawę Mariusza Pawelca, ale obrońca Śląska grał... właściwie po profesorsku. Jeszcze przed meczem Stanislav Levy zaznaczał, że drużyna nie może grać tuż przed własnym polem karnym, tylko akcje rywali musi przerywać wyżej na 32-35 metrze. No i zarówno Pawelec, jak i pozostali jego koledzy z defensywy świetnie wywiązywali się ze swoich zadań, często przerywając akcje rywali już na ich połowie. Dodatkowo świetnie w ofensywie grał Dudu. On i Waldemar Sobota sprawiali na skrzydłach rywalom tak dużo problemów, że boczni obrońcy Club Brugge - doświadczony Norweg Tom Hogli i młody Laurens De Bock - już po niecałych 20 minutach mieli na koncie po żółtej kartce. Szalał szczególnie nasz skrzydłowy, z którym raz za razem ogromne problemy miał właśnie De Bock. Chwilami wydawało się, że może nie dotrwać do przerwy, zważywszy jeszcze na to, że angielski arbiter Anthony Taylor w przeszłości udowadniał, że lubi korzystać z kartoników.

Niestety, pierwsze minuty drugiej połowy były już znacznie słabsze w wykonaniu wrocławian. Najpierw w 52 min przed Rafała Gikiewicza wyszedł Tom De Sutter, ale powracający Pawelec wygarnął mu piłkę spod nóg, a dobitkę Chińczyka Wanga obronił nasz bramkarz. Chwilę potem jednak się nie popisał, bo strzał Refaelova ześlizgnął mu się z rąk i odbił od słupka. Groźne sytuacje wynikały z bardziej ofensywnego ustawienia Club Brugge. Na drugą połowę nie wyszedł już bowiem De Bock, a pojawił się zawodnik ofensywny: Boli Bolingoli-Mbombo. Wkrótce, żeby upilnować nowego piłkarza, zmęczonego Krzysztofa Ostrowskiego zmienił Tadeusz Socha.

Po chwili chaosu Śląsk na szczęście poukładał nieco swoją grę i sam stworzył świetne okazje, ale bardzo dobrze bronił Matthew Ryan. Skapitulował jednak w 65 min. Akcję rozpoczął Marco Paixao, Przemysław Kaźmierczak kapitalnym podaniem w uliczkę obsłużył Sebino Plaku, a Albańczyk, mając przed sobą tylko bramkarza, pokonał go kapitalną podcinką! Stadion oszalał. Najważniejsze było jednak to, że WKS się nie cofnął, ale wciąż grał swój futbol. W newralgicznym momencie do poziomu kolegów dostosował się także Gikiewicz, który w 78 min świetnie obronił uderzenie z najbliższej odległości De Suttera. Ten, sfrustrowany bezradnością drużyny, wyładował złość na... słupku naszej bramki.

Śląsk - niesiony fantastycznym dopingiem - do końca kontrolował grę i jeśli przed tym meczem zdecydowanym faworytem był Club Brugge, to teraz szanse się wyrównały. Oto magia pucharów.

Jakub Guder