Śląsk Wrocław Śląskopedia



T-Mobile Ekstraklasa, 35. kolejka - 30.05.2015, 20:30, widzów: 6986, sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)

ŚLĄSK WROCŁAW - LECHIA GDAŃSK 1:0 (0:0)

ŚLĄSK: Mariusz Pawełek - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Dudu Paraiba, Tom Hateley (56-Krzysztof Danielewicz), Tomasz Hołota, Flavio Paixao, Mateusz Machaj (61-Peter Grajciar), Robert Pich, Marco Paixao

LECHIA: Łukasz Budziłek - Grzegorz Wojtkowiak, Rafał Janicki, Gérson, Piotr Grzelczak, Maciej Makuszewski (85-Filip Malbašić), Ariel Borysiuk, Daniel Łukasik (71-Mateusz Możdżeń), Stojan Vranješ (80-Adam Buksa), Bruno Nazário, Antonio Čolak. Trener: Jerzy Brzęczek

pozycja w tabeli: 4


MEDIA O MECZU

Idą puchary, ale z gwizdami w tle (Gazeta Wrocławska, 1.06.2015)

Śląsk pokonał osłabioną brakiem Mili Lechię Gdańsk 1:0 i jest bardzo blisko europejskich pucharów, chociaż w tym roku wygrał ledwie trzy mecze.

Tadeusz Pawłowski pytany przed tygodniem o słabą frekwencję na meczach Śląska mówił, że klub miał w ostatnich czasach złą prasę, że nie ma gwiazd, że media powinny nakręcać atmosferę wokół jego drużyny. -Można napisać, że Dudu być może będzie powołany do reprezentacji Brazylii - żartował. Problemy właścicielskie, brak pieniędzy, gwiazd - to jedno, ale uczciwie trzeba zapytać, czy z czystym sumieniem można polecić komuś taki mecz, jak ten sobotni?

Nie przypominamy sobie, by Śląsk za kadencji Pawłowskiego zagrał tak słabe spotkanie w ofensywie, zwłaszcza w pierwszych trzech kwadransach. W całej pierwszej połowie WKS oddał jeden strzał na bramkę i - uwaga! -nie mówimy tu o strzałach celnych, ale jakichkolwiek uderzeniach. Tuż przed gwizdkiem na przerwę piłkę przy linii końcowej wywalczył ofiarnie Tom Hateley, podał do Flavio Paixao, a ten z kilku metrów trafił w poprzeczkę. Wcześniej - przez trzy kwadranse - Śląsk był bardzo nieporadny.

Do poziomu rywala dostosowała się Lechia, która pozbawiona pauzującego za kartki Sebastiana Mili, niewiele więcej potrafiła zrobić na boisku. Groźny był tylko właściwie Stojan Vranjes, który raz trafił w poprzeczkę, innym razem pomylił się minimalnie przy rzucie wolnym. Jako jeden z nielicznych potrafił też groźnie podać do partnera.

Jeśli mielibyśmy już kogokolwiek wyróżnić, gdy idzie o Śląsk Wrocław, to przede wszystkim Mariusza Pawelca, który wrócił na pozycję stopera. Ileż on miał w tym meczu wślizgów! Ile ważnych interwencji! Dobrze wyglądał też Mariusz Pawełek - pewnie wychodził do dośrodkowań i łapał strzały, chociaż w większości proste.

Na drugą połowę wyszła ta sama jedenastka Śląska i gra była też taka sama. Dopiero w 66 min. rezerwowy Peter Grajciar MUSIAŁ strzelić bramkę. Dostał dobrą piłkę od Roberta Picha, miał przed sobą tylko Łukasza Budziłka i bardzo dużo miejsca. Zaczął jednak drobić w miejscu, a w tym czasie bramkarz Lechii wyszedł i skończyło się jakimś lekkim strzałem, prosto w golkipera. Ech... No nie będzie to następca Mili, nie czarujmy się. Tak czy inaczej WKS się ożywił.

W 77 min. wyszedł niespodziewanie naprowadzenie. Gol, którego strzelił Flavio, był... piękny. Tak, tak - bardzo ładny! Gdyby pokazać nam urywki z kilku spotkań, a potem samą bramkę i mielibyśmy to dopasować razem, to w życiu nie powiedzielibyśmy, że to trafienie z meczu Śląsk - Lechia. W pole karne podawał Pich, a będącą już na ziemi piłkę bez przyjęcia, po ziemi uderzył Portugalczyk. Ciesząc się przystawił rękę do ucha i uważnie nasłuchiwał trybun, które chwilę wcześniej gwizdały...

Wrocławianie w ostatnich minutach byli (nareszcie) drużyną lepszą, mieli okazje, ale brakowało im ostatniego podania i wykończenia. Lechia zerwała się jeszcze w doliczonym czasie gry, a gospodarze całą jedenastką cofnęli się na własną połowę. Brzydko pachniało wyrównaniem, ale - uff, udało się.

Na pomeczowej konferencji prasowej nie wytrzymał trochę Tadeusz Pawłowski. - Chciałbym się odnieść do gwizdów na stadionie. Na szczęście było ich mało. Piłka nożna jest taką grą, gdzie są fajne okresy, ale też i te gorsze. I tak mało osób przychodzi. Jak mają gwizdać, to lepiej, żeby nie przychodzili. Prawdziwym kibicom dziękuję - wypalił szkoleniowiec WKS-u.

Panie trenerze - trochę racji Pan ma, z drugiej strony: kibic płaci, kibic wymaga. We Wrocławiu konkurencja innych dyscyplin jest duża. Chcemy czy nie, ale na stadiony przyciągają zwycięstwa i dobre mecze.

Jakub Guder