Śląsk Wrocław Śląskopedia



Puchar Polski, 1/4 finału, 2. mecz - 16.12.2015, 20:00, widzów: 3234, sędzia: Tomasz Wajda (Żywiec)

ŚLĄSK WROCŁAW - ZAWISZA BYDGOSZCZ 1:2 (0:0)

ŚLĄSK: Jakub Wrąbel - Paweł Zieliński (88-Mariusz Idzik), Piotr Celeban, Adam Kokoszka, Kamil Dankowski (74-Michał Bartkowiak), Tomasz Hołota, Tom Hateley, Krzysztof Ostrowski (74-Konrad Kaczmarek), Flavio Paixao, Dudu Paraiba, Kamil Biliński

ZAWISZA: Damian Węglarz - Sebastian Kamiński, Łukasz Nawotczyński, Piotr Stawarczyk, Blažo Igumanović (88-Damian Ciechanowski), Jakub Smektała, Mica (18-Giorgi Alawerdaszwili), Maciej Kona (81-Krzysztof Nykiel), Kamil Drygas, Sylwester Patejuk, Szymon Lewicki. Trener: Maciej Bartoszek


MEDIA O MECZU

Pożegnanie ze Śląskiem (Przegląd Sportowy, 17.12.2015)

Kompromitacja zespołu Romualda Szukiełowicza. Wrocławianie w fatalnym stylu odpadli z l-ligowym Zawiszą Bydgoszcz po porażce 1:2.

Konia z rzędem temu, kto podejrzewał, że w półfinale Pucharu Polski będzie aż dwóch pierwszoligowców. Do Zagłębia Sosnowiec, które zapewniło sobie grę w najlepszej czwórce już wcześniej, dołączył Zawisza, który wygrał we Wrocławiu. Trochę szczęśliwie, a czy zasłużenie? Śląsk już dawno powinien się w tej rundzie nauczyć, że za zasługi nikt mu nic nie da. Zawisza gra dalej nie dlatego, że stworzył mrowie sytuacji, tylko dlatego, że był skuteczniejszy.

- Między 46. a 64. minutą mieliśmy cztery stuprocentowe sytuacje, z tego trzy lepsze niż rzut karny - irytował się trener gospodarzy Romuald Szukiełowicz.

Bycie kibicem Śląska od wielu tygo dni boli niczym borowanie zębów bez znieczulenia. W lidze: przeważnie łomot. W Pucharze Polski: drabinka wygodna, bo bez rywali występujących na poziomie ekstraklasy, a nie ma nawet półfinału. Bydgoszczanie też mogą ponarzekać na własną skuteczność. Oni gola na 0:1 powinni strzelić jeszcze przed przerwą, ale po koszmarnym zachowaniu obrońców Śląska Szymon Lewicki strzelił w sytuacji sam na sam tak, że Jakub Wrąbel zdołał jeszcze obronić. Bramki z drugiej połowy to już sytuacje z punktu widzenia Śląska ocierające się o... działanie na szkodę spółki. Goście łatwo gubili opiekę wrocławskich defensorów i strzelali z najbliższej odległości.

Patrzcie i uczcie się - chciało się powiedzieć do wrocławskich piłkarzy i wskazać na rywali. W wyjściowym składzie gości znalazło się aż dwóch zawodników, którzy - co jest tajemnicą poliszynela - dostaną zimą zielone światło na szukanie nowych pracodawców (Łukasz Nawotczyński i Sebastian Kamiński). Trzeci taki delikwent wszedł po zaledwie kilkunastu minutach z powodu kontuzji kolegi (Giorgi Alawerdaszwili). Mimo to ci trzej zagrali ambitniej niż niejeden zawodnik Śląska. Tego Śląska, w którym kontrakty kończą się owszem, połowie piłkarzy, tylko że... dopiero w czerwcu.

- Piłkarze, o których pytacie, zagrali dobry mecz. Moi zawodnicy to są profesjonaliści. Cieszę się, że tak podeszli do tego spotkania - mówił trener gości Maciej Bartoszek. - Jeśli chcemy wrócić do ekstraklasy, a to jest nasz nadrzędny cel na ten sezon, takie mecze jak ze Śląskiem musimy wygrywać - dodał. Sto procent racji. Jego piłkarze pokonali przeciwnika z najwyższego poziomu ligowego, ale marzącego już tylko o tym, by ten rok jak najszybciej się skończył.

Mecz Śląska z Zawiszą oglądało 3234 widzów. To nowy antyrekord wrocławskiego stadionu, który niezależnie od rozstrzygnięcia meczu pokazuje, ile jeszcze ma do zrobienia Śląsk, by wydobyć się ze sportowego marazmu i idącego z nim w parze biznesowo-organizacyjnego bagna. Taka liczba kibiców nie wystarczyłaby nawet do zapełnienia choćby w połowie stareńkiej Oporowskiej.

Michał Guz