Śląsk Wrocław Śląskopedia



Ekstraklasa, 2. kolejka - 16.08.2008, 18:00, widzów: 3500, sędzia: Piotr Siedlecki (Szczecin)

POLONIA BYTOM - ŚLĄSK WROCŁAW 1:1 (0:0)

POLONIA: M. Peškovič - Hricko, Owczarek, Dziółka, Sokołenko, Trzeciak (69-Jaromin), Przybylski, Bažík, Wolański (58-Komorowski), Zieliński (62-Zabłocki), Podstawek

ŚLĄSK: Wojciech Kaczmarek - Krzysztof Wołczek (89-Tadeusz Socha), Piotr Celeban, Zbigniew Wójcik, Mariusz Pawelec, Krzysztof Ostrowski, Dariusz Sztylka, Wojciech Górski, Sebastian Mila (74-Krzysztof Ulatowski), Janusz Gancarczyk, Vuk Sotirović

pozycja w tabeli: 9


MEDIA O MECZU

Śląsk bogatszy o punkt (Gazeta Wrocławska, 18.08.2008)

Gdy chcesz coś osiągnąć w futbolu, wygrywaj u siebie, a z wyjazdów przywoź tyle punktów, ile się da. To stara piłkarska prawda, którą potwierdzi każdy trener pracujący w naszej lidze. Z tego powodu sobotni remis z Polonią w Bytomiu powinien ucieszyć Ryszarda Tarasiewicza.

Powinien, ale nie ucieszył.

- Zasłużyliśmy na coś więcej - mówił po spotkaniu opiekun Śląska. I miał rację. Jego piłkarze rozegrali naprawdę dobry mecz. Popełnili jednak kilka błędów, które podobnie jak w poprzednim pojedynku z Lechią Gdańsk kosztowały ich utratę dwóch punktów.

Tarasiewicz wyciągnął wnioski z meczu z Lechią i zmienił nie tylko wyjściową jedenastkę, ale także system gry. W środku obrony postawił na Piotra Celebana, a na skrzydłach defensywy ustawił Krzysztofa Wołczka i Mariusza Pawelca. Spore zmiany zaszły także z przodu. Jedynego napastnika Vuka Sotirovica wspierał ofensywny pomocnik Sebastian Mila.

I był to strzał w dziesiątkę. Śląsk szybko zdominował wydarzenia na boisku. W ataku doskonale spisywał się Vuk Sotirović - co nie powinno dziwić, ponieważ próbkę swoich nieprzeciętnych umiejętności pokazał już w konfrontacji z Lechią. Tym razem miał jednak lepsze wsparcie ze strony Mili. Blondwłosy pomocnik zagrał o niebo lepiej niż przed tygodniem. Był aktywny, brał na siebie ciężar gry i mądrze rozdzielał piłki, a to do Sotirovica, a to do bocznych pomocników.

Właśnie po doskonałym dograniu Mili Śląsk mógł zdobyć prowadzenie już w 25. minucie spotkania. Futbolówka trafiła do Sotirovica, a Serb bez przyjęcia uderzył na bramkę. Nie skończyło się golem tylko dzięki fenomenalnej interwencji Michala Peskovica. Zresztą Słowak pokazał klasę jeszcze wiele razy. Na przykład w 28. min, gdy Sotirović otrzymał podanie od Janusza Gancarczyka i zatańczył w polu karnym, zwodząc obrońców, ale nie bramkarza. Serb musiał uznać wyższość Peskovica także 10 minut później, gdy próbował go zaskoczyć uderzeniem głową. A kiedy golkiper wreszcie się pomylił, z pomocą przyszedł mu słupek (tak było, gdy Zbigniew Wójcik chciał główką wykończyć rzut wolny Mili).

Ale i Polonii należy oddać sprawiedliwość. Gospodarze nie tylko się bronili. Od czasu do czasu potrafili stworzyć zagrożenie pod bramką Wojciecha Kaczmarka. Na zagrożeniu się kończyło, bowiem Grzegorz Podstawek (było nie było wychowanek Śląska) miał w sobotę wyjątkowo rozregulowany celownik.

Przewaga Śląska wreszcie została udokumentowana golem. Z rzutu wolnego dośrodkował Mila, do piłki najwyżej wyskoczył Sotirović i strzałem głową pokonał Peskovica. To straszliwie zirytowało trenera Marka Motykę.

- Nie wiem, jak tak niski napastnik mógł w ten sposób zdobyć bramkę przy naszych rosłych obrońcach - denerwował się opiekun bytomian.

Lecz powody do zdenerwowania miał tak naprawdę Ryszard Tarasiewicz. Jego podopieczni znowu prowadzili, ale dali sobie wbić gola. W Bytomiu zabrakło im zwyczajnego cwaniactwa. Po zdobytej bramce niepotrzebnie się cofnęli i pozwolili Polonii na prowadzenie gry. To siłą rzeczy musiało skończyć się utratą gola. Niestety, w najgorszy możliwy sposób. W 77 minucie debiutujący we wrocławskiej drużynie Mariusz Pawelec podciął w polu karnym Jakuba Zabłockiego. Podyktowaną za faul jedenastkę wykorzystał inny bytomski Słowak - Marek Bažík.

Od tego momentu ładny do tej pory mecz zmienił się w zwyczajną kopaninę. Duża w tym zasługa miejscowej publiczności, która przez sporą część spotkania jeździła po piłkarzach WKS-u jak po łysej kobyle. "Fani" Polonii szczególnie upodobali sobie Sotirovica i Milę. Choć Serb sam był sobie trochę winny, gdy po strzelonej bramce podbiegł pod trybunę gospodarzy i dość ostentacyjnie manifestował swoją radość.

Inna sprawa, że nie mógł się cieszyć pod trybuną gości. Polonia nie zgodziła się, by ten mecz był obserwowany przez wrocławskich kibiców.

Michał Mazur