Śląsk Wrocław Śląskopedia



Ekstraklasa, 9. kolejka - 18.10.2008, 17:30, widzów: 7000, sędzia: Mirosław Górecki (Katowice)

ŚLĄSK WROCŁAW - ARKA GDYNIA 2:1 (1:1)

ŚLĄSK: Jacek Banaszyński - Tadeusz Socha, Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Krzysztof Wołczek (76-Zbigniew Wójcik), Krzysztof Ostrowski, Antoni Łukasiewicz, Sebastian Dudek, Sebastian Mila (78-Krzysztof Ulatowski), Janusz Gancarczyk, Tomasz Szewczuk

ARKA: Norbert Witkowski - Tomasz Sokołowski II, Dariusz Żuraw (27-Michał Łabędzki), Anderson, Michał Płotka (78-Bartosz Ława), Damian Nawrocik (50-Bartosz Karwan), Dariusz Ulanowski, Krzysztof Przytuła, Marcin Wachowicz, Marcin Pietroń, Grzegorz Niciński. Trener: Czesław Michniewicz

pozycja w tabeli: 4


MEDIA O MECZU

Śląsk znowu zwycięski w świętej wojnie z Arką (Gazeta Wrocławska, 19.10.2008)

- Jedzie człowiek przez cały kraj, a potem sędzia robi taki numer. Normalnie rzygać się chce - mówił po meczu Śląska z Arką napastnik gości Marcin Wachowicz. O co chodziło? Jego zdaniem arbiter błędnie odgwizdał rzut rożny, po którym padła zwycięska bramka dla gospodarzy. - Asystenta pewnie jeszcze do teraz boli ręką od trzymania w górze chorągiewki na naszą niekorzyść - dodawał snajper.

Był rożny czy też nie, teraz to już nieważne. Ale reakcja Wachowicza pokazuje, jakie emocje towarzyszyły sobotniemu spotkaniu. Kibice Śląska i Arki od lat żyją ze sobą jak pies z kotem, więc dla piłkarzy zwycięstwo w tej świętej wojnie było sprawą wyjątkowo ważną.

Na szczęście szkoleniowcy wykazywali w sobotę większą powściągliwość od swoich podopiecznych. - Nie będę szukał tanich usprawiedliwień. Straciliśmy drugą bramkę, bo moim zawodnikom po prostu zabrakło w tej sytuacji wyobraźni - stwierdził Czesław Michniewicz, trener gości.

Arkowcy powinni mieć pretensje do siebie, bo gdyby zaprezentowali choć ułamek determinacji i woli zwycięstwa, którą widać było u gospodarzy, mogli wywieźć z Wrocławia nawet komplet punktów. Śląsk grał wyśmienicie tylko przez pierwsze i ostatnie 20 minut spotkania. Szczególnie początek meczu w wykonaniu gospodarzy zrobił na kibicach wrażenie.

Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza całkowicie zdominowali wydarzenia na boisku. Z dobrej strony pokazali się przede wszystkim Sebastian Mila i Krzysztof Ostrowski, motory napędowe wrocławian. Właśnie dzięki tej dwójce Śląsk objął prowadzenie. Ostrowski w fenomenalny sposób odebrał piłkę rywalom, przebiegł pół boiska i podał do Mili, a pomocnik gospodarzy przepięknym strzałem pokonał Norberta Witkowskiego.

Trudno jednak wytłumaczyć, co stało się w tym momencie. Śląsk nagle przestał grać, a do głosu zaczęli dochodzić goście. Arka atakowała pressingiem, zmuszając graczy Tarasiewicza do popełniania prostych błędów. Szczególnie niepewnie prezentował się środek defensywy, pozbawiony wsparcia swojego lidera Dariusza Sztylki (kapitan WKS-u był ostatnio chory i cały mecz przesiedział na ławce).

- Na piłkarzach ciążyła naprawdę duża presja. W końcu z Arką we Wrocławiu przegrać nie wypada - tłumaczył nerwową postawę swoich zawodników trener Ryszard Tarasiewicz.

Ta nerwowość objawiła się w pełni w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. Po rzucie rożnym piłkę w pole karne wrzucił Tomasz Sokołowski, a niepilnowany przez nikogo Anderson strzelił gola z linii bramkowej.

Po zmianie stron Arka wciąż nacierała. Najlepszą sytuację naprowadzenie zmarnował Grzegorz Niciński, który trafił w słupek, a turlającą się po linii futbolówkę złapał Jacek Banaszyński. Od tego momentu na boisku istnieli już tylko gospodarze, co chwila goszczący pod bramką Arki. Rozochocił się zwłaszcza Antoni Łukasiewicz, który strzałami z dystansu próbował zaskoczyć golkipera gdynian.

Wreszcie nadeszła 73. minuta i wspomniany rzut rożny. Piłkę zacentrowaną przez Milę przedłużył Sebastian Dudek, dopadł do niej Janusz Gancarczyk, a jego uderzenie Witkowski odbił prosto pod nogi Szewczuka. Najskuteczniejszy napastnik Śląska nie miał problemów ze skierowaniem futbolówki do bramki.

- Tomek się tam chyba trochę poślizgnął. Ale dobrze, że zrobił to on, a nie rywal - śmiał się po meczu Mila.

Michał Mazur