Śląsk Wrocław Śląskopedia



Ekstraklasa, 17. kolejka - 6.12.2008, 19:45, widzów: 7500, sędzia: Marcin Borski (Warszawa)

ŚLĄSK WROCŁAW - RUCH CHORZÓW 3:1 (1:0)

ŚLĄSK: Wojciech Kaczmarek - Krzysztof Wołczek, Piotr Celeban, Antoni Łukasiewicz, Mariusz Pawelec, Krzysztof Ostrowski, Sebastian Dudek (89-Wojciech Górski), Krzysztof Ulatowski, Janusz Gancarczyk, Tomasz Szewczuk (89-Remigiusz Sobociński), Vuk Sotirović (82-Przemysław Łudziński)

RUCH: Krzysztof Pilarz- Ariel Jakubowski, Rafał Grodzicki, Maciej Sadlok, Krzysztof Nykiel (82-Michał Pulkowski), Wojciech Grzyb, Grzegorz Baran, Tomasz Brzyski, Piotr Ćwielong (70-Pavol Baláž), Remigiusz Jezierski, Marcin Zając (58-Artur Sobiech). Trener: Bogusław Pietrzak

pozycja w tabeli: 6

uwagi: gol Janusza Gancarczyka padł bezpośrednio z rzutu rożnego, niektóre źródła przypisują go bramkarzowi Ruchu Krzysztofowi Pilarzowi


MEDIA O MECZU

Piłkarze Śląska dali kibicom świetny prezent na mikołaja (Gazeta Wrocławska, 8.12.2008)

Wychodząc na przedmeczową prezentację, piłkarze Śląska ubrani byli w mikołajowe czapeczki. I jak na prawdziwych świętych Mikołajów przystało, sprawili swoim kibicom doskonały prezent, wygrywając na koniec roku z Ruchem 3:1. Dodajmy - wygrywając w pełni zasłużenie.

Zawodnicy Ruchu przez całe 90 minut sobotniego spotkania robili wszystko, by potwierdzić obiegową opinię, że na wyjazdach grać nie potrafią. Przed przyjazdem na Oporowską mieli na koncie tylko jedno zwycięstwo odniesione na cudzym obiekcie i żenująco słaby dorobek bramkowy: dziewięć goli straconych, a zaledwie jeden strzelony.

- Mecz we Wrocławiu był podsumowaniem wszystkich naszych dotychczasowych porażek na wyjazdach. Zbyt łatwo traciliśmy bramki, w prosty sposób oddawaliśmy piłkę rywalowi, a przeciwnik - w przeciwieństwie do nas - do bólu wykorzystywał sytuacje, które sobie stwarzał - narzekał po końcowym gwizdku opiekun chorzowian Bogusław Pietrzak.

Nic dodać, nic ująć. Najlepszym podsumowaniem niemocy graczy Ruchu jest fakt, że we Wrocławiu oddali zaledwie jeden strzał w światło bramki bronionej przez Wojciecha Kaczmarka. Od razu był to jednak strzał celny i na dodatek - jak mówią w takich sytuacjach piłkarze - gol: stadiony świata. Co z tego, skoro Tomasz Brzyski trafił z dystansu dopiero w 3. minucie doliczonego czasu gry, gdy Śląsk w pełni zasłużenie prowadził już trzema bramkami.

Co ciekawe, gospodarze wszystkie trzy gole zdobyli po stałych fragmentach gry, choć w ich szeregach zabrakło Sebastiana Mili. Etatowy wykonawca rzutów wolnych, rożnych i karnych musiał odpocząć od piłki z powodu nadmiaru żółtych kartoników. Jego koledzy udowodnili jednak, że i bez Mili w składzie potrafią grać nie tylko dobrze, ale i skutecznie.

Strzelecki festiwal rozpoczął jak zwykle aktywny na lewej flance Janusz Gancarczyk. Pomocnik Śląska mógł otworzyć wynik już w 20. minucie, ale jego piekielnie mocne uderzenie Krzysztof Pilarz jeszcze zdołał przerzucić nad poprzeczką. Cztery minuty później bramkarz gości już się nie popisał. Gancarczyk dośrodkował piłkę z rzutu różnego, a ta - bez pomocy żadnego innego zawodnika Śląska - po rękach Pilarza wpadła do bramki.

- Gdy wykonuję rożne z lewej strony, zawsze staram się zakręcić futbolówkę w światło bramki. Ale po raz pierwszy udało mi się w ten sposób strzelić gola - cieszył się po meczu Gancarczyk, którego z trybun obserwował Mirosław Trzeciak.

Dyrektor sportowy Legii Warszawa pojawił się we Wrocławiu również po to, by przyjrzeć się Piotrowi Celebanowi. I raczej się nie zawiódł. Obrońca Śląska doskonale spisywał się w destrukcji, a na dodatek - tak jak tydzień wcześniej - wywalczył rzut karny, który na bramkę zamienił Sebastian Dudek.

Trzecie trafienie było dziełem Vuka Sotirovicia. Serb perfekcyjnie wykonał rzut wolny dokładnie z linii pola karnego. - Ćwiczymy na treningach stałe fragmenty gry, ale nie wyolbrzymiałbym tutaj moich zasług. Te bramki i wyniki to przede wszystkim zasługa moich chłopców - stwierdził trener Śląska Ryszard Tarasiewicz, przed laty mistrz rzutów wolnych.

Sotirovicowi bramka należała się jak mało komu. Było to jego pierwsze trafienie od momentu odniesienia kontuzji, która na początku sezonu wyeliminowała go z gry aż na sześć tygodni. Serbski napastnik od powrotu na murawę dawał z siebie wszystko i za każdym razem widać było, jak bardzo zależy mu na golu. Po pokonaniu Pilarza serdecznie wyściskał się z kolegami i Tarasiewiczem, ale nie dotrwał do końca meczu. Musiał zejść z boiska przed czasem, gdy po raz kolejny został brutalnie sfaulowany przez gości, których nie potrafił utemperować słabo sobie radzący sędzia Marcin Borski z Warszawy.

- Na szczęście Vukowi nic się nie stało. Jest tylko mocno poobijany - powiedział szkoleniowiec Śląska.

Wrocławianie spędzą zimę na wysokim i - co ważne - zasłużonym szóstym miejscu, z zaledwie punktem straty do piątego GKS-u Bełchatów i z sześcioma oczkami mniej od lidera z Poznania. Trudno wymarzyć sobie lepszą sytuację wyjściową do walki o najwyższe cele w rundzie wiosennej.

Michał Mazur