Śląsk Wrocław Śląskopedia



Ekstraklasa, 6. kolejka - 22.08.2015, 18:00, widzów: 6742, sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz)

ŚLĄSK WROCŁAW - PODBESKIDZIE BIELSKO-BIAŁA 1:1 (1:0)

ŚLĄSK: Mariusz Pawełek - Mariusz Pawelec (77-Paweł Zieliński), Piotr Celeban, Adam Kokoszka, Dudu Paraiba, Tomasz Hołota, Tom Hateley, Flavio Paixao, Krzysztof Danielewicz, Robert Pich (69-Jacek Kiełb), Kamil Biliński (86-Michał Bartkowiak)

PODBESKIDZIE: Emilijus Zubas - Marek Sokołowski, Krystian Nowak, Kristián Kolčák, Frank Adu, Jakub Kowalski (84-Fabian Hiszpański), Adam Deja, Kohei Kato (46-Róbert Demjan), Lukáš Janič (76-Dariusz Kołodziej), Damian Chmiel, Mateusz Szczepaniak. Trener: Dariusz Kubicki

pozycja w tabeli: 8

uwagi: w 62. minucie Flavio Paixao nie wykorzystał rzutu karnego (Emilijus Zubas obronił)


MEDIA O MECZU

Pawłowski: Nie tacy piłkarze marnowali karne (Gazeta Wrocławska, 24.08.2015)

Co to był za mecz! Dwa karne, w tym jeden przestrzelony i trzy poprzeczki. Zabrakło tylko... zwycięstwa. Śląsk Wrocław -Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1.

Przystępujący do tego meczu w roli faworyta Śląsk chciał zwycięstwem umocnić się w czołówce ekstraklasy po 6. kolejkach. Przynajmniej tak zapowiadał trener Tadeusz Pawłowski na przedmeczowej konferencji. Niestety, wrocławianom nie udało się zrealizować tego celu, choć 100 proc. okazji do strzelenia co najmniej kilku bramek nie brakowało.

Pierwsze 10 minut było dość spokojne. Gra toczyła się głównie w środku pola, ale z czasem inicjatywę przejęli gospodarze. Najpierw dwie dobre sytuacje zmarnował Krzysztof Danielewicz, który raz trafił w dobrze interweniującego Emilijusa Zubasa, a chwilę potem futbolówka po jego strzale odbiła się od poprzeczki.

Co nie udało się wtedy, udało się w 16 min. Bardzo ładnym prostopadłym zagraniem popisał się Flavio Paixao, do piłki doszedł Robert Pich i w sytuacji 1 na 1 pokonał Zubasa wprawiając w euforię fanów Śląska. „Wojskowi" chcieli pójść za ciosem i raz za razem sunęli z kolejnymi atakami. Bardzo dobrze wyglądała współpraca na linii Pich - Dudu. To właśnie po ich akcjach, kończonych zazwyczaj dośrodkowaniami, gospodarze stwarzali kolejne dogodne okazje.

„Górale" do głosu zaczęli dochodzić od 30 min. Wtedy dwa razy sprawdzili czujność Mariusza Pawełka. Najpierw kapitan WKS-u poradził sobie z mocnym strzałem Adama Deji z dystansu, a potem na raty obronił atomowe uderzenie Damiana Chmiela. Najlepszą sytuację w pierwszej połowie zmarnował jednak lewy obrońca przyjezdnych - Frank Adu, kiedy w 36 min po centrze z prawej strony miał przed sobą tylko golkipera Śląska. Mamy wrażenie, że Ghańczyk po prostu zamknął oczy i strzelił ile „fabryka dała". Efekt? - piłka przeleciała kilka metrów nad bramką.

Po zmianie stron - szok. Wprowadzony w przerwie Robert Demjan został sfaulowany w polu karnym przez Adama Kokoszkę i prowadzący to spotkanie Daniel Stefański, po konsultacji ze swoim asystentem, wskazał na 11 metr. Powtórki pokazały, że nie było to jakieś brutalne zagranie, ale jednak lekko spóźniony stoper WKS-u kopnął w nogi słowackiego napastnika. O tym, że faul był, najlepiej świadczy to, że gospodarze nie rzucili się z pretensjami do arbitra.

Karnego na bramkę zamienił doświadczony Marek Sokołowski. Pawełek co prawda wyczuł intencje strzelca, lecz strzał był na tyle mocny, że nie miał szans.

Wrocławianie rzucili się do odrabiania strat. Najpierw w 53 min Biliński sprawdził wytrzymałość poprzeczki po drugiej stronie boiska, a w 60 min jak długi w szesnastce Zubasa padł Flavio. Tym razem Stefański nie musiał się już z nikim konsultować. Ewidentna jedenastka. Poszkodowany za wszelką cenę chciał sam wymierzyć sprawiedliwość. Podbiegł do niego wyznaczony do wykonywania karnych Tom Hateley, jednak Portugalczyk nie chciał oddać piłki. I to był błąd. Futbolówkę po jego strzale na rzut rożny sparował Zubas. Bądźmy szczerzy - to nie był najlepszy strzał.

Śląsk nie odpuszczał. Dużo ożywienia wprowadził rezerwowy Jacek Kiełb. Były skrzydłowy Korony Kielce w pierwszej akcji mógł zanotować asystę, ale zamiast podawać do wychodzących na czyste pozycje Flavio lub Bilińskiego, do końca ścigał się z goniącym go obrońcą i oddał silny, ale bardzo niecelny strzał.

Na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem trzeci raz w tym meczu bielszczan przed stratą bramki uchroniła poprzeczka. Tym razem szczęścia próbował Dudu. Niedługo potem kolejny szybki kontratak gospodarzy przerwał dopiero nieudany drybling Flavio. Trener Pawłowski robił co mógł. Poza Kiełbem wprowadził jeszcze ofensywnie grającego prawego obrońcę Pawła Zielińskiego, który zastąpił Mariusza Pawelca, a kilka minut przed końcem na murawie zameldował się przebojowy Michał Bartkowiak, zastępując zmęczonego Bilińskiego. W 90 minucie wychowanek Górnika Wałbrzych miał nawet okazję do strzału z 16 metra, ale poślizgnął się i w efekcie futbolówka ledwo dotoczyła się do bramki.

- Pod względem piłkarskim byliśmy zespołem co najmniej o klasę lepszym. Nie wygraliśmy, ponieważ zawiodła nas skuteczność. Trzy poprzeczki, niewykorzystane szanse, przestrzelony karny czy sytuacja, w której Kiełb musi podać, a strzela i robi to źle. Tak to już jest w piłce. Legia Warszawa przy tej przewadze zdobywa pięć bramek, a my nie. Decydują niuanse, nad którymi cały czas ciężko pracujemy. Nie przewiduję też żadnej kary dla Flavio. Nie tacy piłkarze mylili się z 11 metrów. Wziął na siebie odpowiedzialność, ale nie udało się - mówił po meczu wyraźnie zdenerwowany Tadeusz Pawłowski.

W zupełnie innym nastroju był żartujący z dziennikarzami szkoleniowiec gości Dariusz Kubicki. - Przyjechaliśmy tutaj powalczyć o zwycięstwo i mając na uwadze dzisiejszą nieskuteczność Śląska, myślę, że ten cel był w naszym zasięgu. Mój zespół też miał co najmniej 3-4 fantastyczne okazje. Gdyby udało się po którejś z nich strzelić jeszcze co najmniej jedną bramkę, to trzy punkty pojechałyby do Bielska. W każdym razie remis na tak ciężkim terenie uważam za dobry rezultat - podsumował.

Piotr Janas